Ile mamy zielonego w zielonym, czyli dwa słowa o zrównoważonej technologii i paradoksach wdrożenia ESG
To jest najbardziej optymistyczny z trendów, jakie widzę w obecnym świecie. Oby tylko był rzeczywisty, nie medialny. „Green washing” JEST PROBLEMEM. Ostatnio wypełniałem dla jednego z klientów kwestionariusz ESG. Przystąpiłem do tego entuzjastycznie nastawiony – no bo przecież po pandemii ograniczyliśmy podróże służbowe i ślad związany z nimi o 95%, segregujemy i kompostujemy odpady, nikogo nie dyskryminujemy, mamy parytet panów i pań na stanowiskach managerskich, panie zarabiają u nas tyle samo co panowie, a do tego remontujemy zabytkowy budynek, w którym będzie nasze biuro, zatem dbamy o dziedzictwo i lokalną społeczność… Okazało się, że NIC Z TEGO SIĘ NIE LICZY! Ważne były tylko DOKUMENTY – nie DZIAŁANIA. Czy mamy spisaną taką czy inną politykę, czy procedurę… Nie CO ROBIMY, tylko CO MAMY W DOKUMENTACH. Ręce mi opadły – i dlatego uważam że „Green washing” jest problemem.
Bardzo dużo działań niby „proekologicznych” zostawia za sobą gigantyczny ślad węglowy. No bo jaki jest sens ciągnięcia przez pół świata paneli fotowoltaicznych, żeby produkować „czystą” energię w Polsce, skoro ich produkcja w Chinach i transport stamtąd wygenerowały więcej zanieczyszczeń niż...