Z pamiętnika handlowca…
Trochę czasu upłynęło, zanim mogłam powiedzieć, że czegoś się nauczyłam na temat sprzedaży, windykacji czy obsługi klienta. Wiele? Wszystko? Ogrom? O nie… To obszary bez dna, a najgorsze, co można zrobić, to uznać, że każdy przypadek jest taki sam, więc wystarczy postępować zgodnie z utartymi schematami, stosować w konkretnej sytuacji „wzór” i zawsze osiągnie się pożądany efekt. W rzeczywistości idealnej wystarczyłoby wykuć na pamięć regułkę, by wszystko poszło jak z płatka. Teraz wiem, że takowa nie istnieje, ale kilkanaście lat temu wciąż liczyłam na to, że przyjdzie jakiś magik, poczaruje i pstryk – stanę się topowym pracownikiem pełnym zapału, charyzmy oraz nieprzeciętnego polotu. Nikt taki się nie pojawił.
Był rok 2006, a ja chciałam pójść do łatwiej, lekkiej, przyjemnej pracy. Jak z nieba spadł mi kolega, który bardzo sobie chwalił „pracę na słuchawce”. Dogodne godziny pracy, wolne weekendy, a do tego wysokie prowizje – brzmiało przekonująco. Zaczęłam poważnie rozważać tę propozycję, bo właściwie...